Jakość na wagę życia
Pięć prostych elementów: prawidłowe miejsce, tempo, głębokość, pełna relaksacja i minimalizowanie przerw zwiększa przeżywalność przy nagłym zatrzymaniu krążenia. Każdy pracodawca powinien zapewnić pracownikom szkolenia z pierwszej pomocy.
Pomimo coraz większej świadomości społeczeństwa w zakresie udzielania pierwszej pomocy, a także powiększającej się sieci ogólnodostępnych automatycznych defibrylatorów zewnętrznych, przeżywalność nagłego zatrzymania krążenia (NZK) do momentu wypisu ze szpitala nadal jest w Polsce na zatrważająco niskim poziomie. Spośród około 40 tys. osób, które każdego roku dozna NZK, przeżyje około 3-5% z nich. Jako osoba zaangażowana w budowanie programów publicznego dostępu do defibrylacji oraz szeroko rozumianą edukację w obszarze pierwszej pomocy, regularnie zadaję sobie pytanie, z czego wynika ten stan rzeczy. Zastanawiam się również, jakie działania można podjąć, aby większej liczbie ludzi dać szansę przeżycia. W artykule przybliżamy, jak ważne są dla pracowników szkolenia z pierwszej pomocy.
Szkolenia z pierwszej pomocy
Pomysłów mam wiele. Od ogólnopolskich kampanii, przez angażowanie firm odpowiedzialnych społecznie, aż po wprowadzanie zmian na szczeblu krajowym. Chociażby w kwestii wprowadzenia przedmiotu „pierwsza pomoc” do szkół czy stworzenie powszechnej i bezpłatnej aplikacji mobilnej. Pozwoliłaby ona na szybsze dotarcie do poszkodowanego osób przeszkolonych w udzielaniu pomocy. Zdaję sobie jednak sprawę, że każdy z nich na pewnym etapie będzie wymagał sił, środków i zaangażowania. One okazują się największą barierą i jednocześnie odpowiedzią na pytanie, dlaczego żaden z nich do dzisiaj nie wszedł w życie.
Zwiększenie przeżywalności przy nagłym zatrzymaniu krążenia
Mając na uwadze ograniczenia i problemy, jakie niosą ze sobą duże, ogólnopolskie programy i projekty, zaczęłam się zastanawiać, czy jest prostszy, tańszy i bardziej dostępny sposób. Sposób, który w krótkim czasie mógłby zwiększyć przeżywalność nagłego zatrzymania krążenia. Jest dobra wiadomość: taki sposób istnieje. Jest też zła – wiemy o nim od dawna, a mimo to niewiele zmienia się na przestrzeni lat. Procedurą, którą mam na myśli, jest prozaiczne, zdawałoby się, prowadzenie wysokiej jakości uciśnięć klatki piersiowej. Jest to jedna z niewielu czynności, której skuteczność w nagłym zatrzymaniu krążenia została wielokrotnie przebadana i bezsprzecznie potwierdzona. Żadna inna procedura (może poza wczesną defibrylacją) nie ma tak jednoznacznych wyników badań. Oczywiście naukowcy na całym świecie nadal pracują nad znalezieniem optymalnych wartości dotyczących idealnej głębokości czy tempa. Ale wszyscy oni zgadzają się co do jednego. Natychmiastowe rozpoczęcie wysokiej jakości uciśnięć klatki piersiowej wiąże się z większymi szansami poszkodowanego na wyjście ze szpitala o własnych siłach.
Ocena skuteczności resuscytacji krążeniowo-oddechowej
Wydawać by się mogło, że o resuscytacji krążeniowo-oddechowej napisano już wiele i rozebrano ją wielokrotnie na czynniki pierwsze. Jednak doświadczenie pokazuje, że posiadanie wiedzy nie zawsze jest równoznaczne z posiadaniem umiejętności praktycznych. Co można było zaobserwować chociażby na tegorocznym Ogólnopolskim Kongresie Ratowników Medycznych, odbywającym się na początku października w Krakowie. W czasie jego trwania wraz z zespołem prowadziliśmy badanie, którego celem była m.in. ocena skuteczności resuscytacji krążeniowo-oddechowej przez uczestników Kongresu.
W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Moim zdaniem pokazujące, co tak naprawdę wpływa na słabą przeżywalność nagłego zatrzymania krążenia w Polsce. Spośród ok. 800 uczestników Kongresu w badaniu wzięło udział 161 osób. „Ja prowadzę uciśnięcia na co dzień w swojej pracy. Nie muszę już trenować” – to jedno z haseł, które miało uzasadniać brak udziału w ćwiczeniu. Nie chodzi o to, że to ratownicy odpowiadają za niską przeżywalność NZK, lecz o pokazanie pewnej postawy, z którą spotykam się na co dzień w swojej pracy.