Rola Państwowej Inspekcji Pracy w systemie ochrony sygnalistów
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy:
Państwowa Inspekcja Pracy w latach 2011-2021 zyskała netto 61 etatów na stanowisku inspektora. Przez jedenaście lat mamy 61 dodatkowych etatów, a proszę zauważyć, jak zmieniała się ustawa o Państwowej Inspekcji Pracy w zakresie działania. Skoro mamy 54 działania, w tym tak abstrakcyjne nawet jak ustawa o języku polskim, no to trudno, żeby ten organ był wydolny.
– Zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie ma nadzoru państwa w zakresie przestrzegania ustawy o ochronie sygnalistów. Dlatego rodzi się tak wiele wątpliwości, tak wiele pytań skierowanych chociażby do Państwowej Inspekcji Pracy o to czy będziemy przeprowadzać związane z nią kontrole, czy my jesteśmy tym organem właściwym do kontrolowania procedury, czy my będziemy weryfikować zaświadczenia, czy będziemy ingerować? – mówił Marcin Stanecki. – Tych pytań pojawia się wiele w sferze publicznej, bo ludzie instynktownie szukają właściwego organu.
– Bardzo zaintrygował mnie ten temat dotyczący organu, czy też jego braku. Nas jako związki zawodowe ludzie też będą pytali, dokąd udać się z danym problemem – zaznaczył Paweł Śmigielski. – I dlatego mam takie pytanie: czy panów zdaniem, sprawę rozwiązałoby powołanie nowego organu nadzorczo-kontrolnego, czy też dołożenie – mówiąc kolokwialnie – obowiązków z tej sfery któremuś z organów już istniejących?
– Wydaje się, że najbardziej spójne byłoby funkcjonowanie organu, który zajmuje się przyjmowaniem zgłoszeń zewnętrznych i nadzorem nad wykonywaniem obowiązków ustawowych – odpowiedział prof. Arkadiusz Sobczyk. – Przepraszam, ale mam wrażenie, że wciąż jeszcze większość z nas nie rozumie, o czym my teraz rozmawiamy. A mówimy o tym, że państwo polskie, pod presją Unii Europejskiej, otworzyło właśnie kilkanaście tysięcy nowych punktów zgłoszeń naruszeń prawa. A jeżeli państwo stworzyło taką masową przestrzeń, to nie może zrzec się nadzoru. I w tym sensie organ dedykowany byłby najlepszy.
– Wiele wątpliwości powstaje dlatego, że mamy tak wiele różnych rozwiązań, które mają na celu zastąpienie tej jednej instytucji – stwierdził Marcin Stanecki. – Zgadzam się z poglądem profesora Makowskiego, że te procedury zgłoszeń wewnętrznych będą… no bo będą. Będą na tej samej zakurzonej półce, na której leży ocena ryzyka zawodowego, akta osobowe. To będzie kolejna rzecz obrastająca kurzem. Bo kiedy firmy przypominają sobie o ocenie ryzyka zawodowego? Gdy padnie informacja, że jest kontrola, albo gdy dojdzie do wypadku. Wtedy zaczyna się weryfikacja, czy te dokumenty w ogóle istnieją. Dla świętego spokoju taka procedura powstanie, gdzieś tam zostanie rzucona, obowiązek spełniony… Powstaje też kwestia samego zawiadomienia policji. To będzie zgłoszenie o wykroczeniu, a nie o przestępstwie. To sprawy mniejszej wagi, nikt na policji nie będzie się tym ekscytował, bo łatwiej ukarać chuligana zakłócającego porządek, przynajmniej mieszkańcy będą wdzięczni. Zaś zajmowanie się tą nową procedurą to będzie czysta abstrakcja. Gdy policjant otworzy ustawę o ochronie sygnalistów, to… no, powiedzmy sobie szczerze, to nie jest prosta lektura.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy:
Reasumując, zgadzamy się wszyscy, że powinien być organ, nawet na wzór Państwowej Inspekcji Pracy, który by pełnił wszystkie obowiązki nadzorczo-kontrolne, miałby możliwość stosowania sankcji i weryfikowania ustawy w praktyce.
– Zgadzam się z tym stwierdzeniem, że nagle powstanie kilkanaście tysięcy punktów zgłoszeń naruszenia prawa. Zastanawiam się nad tym w kontekście zgromadzonej olbrzymiej wiedzy. I gdybym ja był podmiotem prawnym, pracodawcą, robiłbym wszystko, żeby tę wiedzę zatrzymać dla siebie. Wolałbym, żeby informacja o potencjalnym naruszeniu prawa, nawet jeżeli nie będzie prawdziwa, nie wyszła na zewnątrz, bo ona zniszczy mój wizerunek – dodał Marcin Stanecki.
– Wracamy tym samym do wagi procedur wewnętrznych i tym samym największego wyzwania dla podmiotów prawnych, żeby stworzyć procedurę wewnętrzną i wdrożyć w taki sposób, by informacja o większości nadużyć została wewnątrz organizacji – zauważyła Mirosława Brzostek-Kleszcz.
– Ważne, żebyśmy powiedzieli ludziom, którzy wezmą na siebie przyjmowanie zgłoszeń, że to jest bardzo odpowiedzialna funkcja. Trzeba na siebie wziąć realną odpowiedzialność i za dobro publiczne, i dobro zakładu pracy – stwierdził prof. Arkadiusz Sobczyk. – Jeszcze w ogóle nie mówiliśmy o tym, że rozmawiamy o organach zakładowych, w których ludzie ponoszą osobistą odpowiedzialność za to, że zrobią coś źle. Taką samą odpowiedzialność będzie ponosił niesprawiedliwie pomawiający i ten, który poprowadzi postępowanie w sposób, który zniszczy reputację przedsiębiorcy. Mówię o tym, bo procedura to procedura, ale kluczowy jest człowiek i jego podejście.
– Zgadzam się. Często człowiek przyjmujący zgłoszenie jest w trudniejszej sytuacji niż sam sygnalista, bo to on znajdzie się między młotem a kowadłem – podkreślił Marcin Stanecki. – Postawmy się na chwilę w miejscu takiej osoby. Z jednej strony musi być lojalna wobec pracodawcy, który daje jej wikt i opierunek, a z drugiej powinna być uczciwa i przestrzegać prawa. To musi być dla niej olbrzymi dysonans. Dlatego nie może to być osoba przypadkowa. Osoby przyjmujące zgłoszenia to będą tacy niewidoczni bohaterowie. Będą robić robotę, której nie widać, a jednocześnie mogą najmocniej oberwać z każdej strony i jeszcze ponieść odpowiedzialność karną.
– To musi być niezwykła osoba – powiedział Paweł Śmigielski. – Osoba, która cieszy się zaufaniem pracowników. Już teraz widać, że będzie to jedna, dwie, góra trzy osoby. Tak, aby informacja nie wyrządziła szkody pracodawcy. I w tym kontekście zastanawiam się, czy prawidłową praktyką jest wyznaczenie całego wieloosobowego działu HR do przyjmowania takich zgłoszeń. W mojej ocenie, gdy kilkadziesiąt osób dostanie takie upoważnienie, to wcześniej czy później nastąpi wyciek danych.
– Nieprzypadkowo dyrektywa mówi „osoba bądź wydział”, co sugeruje, że organ jest jednoosobowy co do zasady. Bo prowadzimy tu „postępowania w sprawie” i ktoś musi podejmować decyzje. Dlatego organ kolegialny nie jest dobrym wyborem. Wydziały mają sens jedynie w bardzo dużych organizacjach, w których warto rozproszyć przyjmowanie zgłoszeń – powiedział prof. Arkadiusz Sobczyk.
– No i właśnie wybór tych osób do przyjmowania i prowadzenia spraw, to będzie z punktu widzenia przedsiębiorcy najtrudniejsze zadanie podczas sporządzania całej procedury wewnętrznej. To musi być sprawdzona osoba, łącząca takiego trochę zakładowego radcę prawnego i inspektora ochrony danych osobowych – stwierdził Juliusz Wrębiak.