Rola Państwowej Inspekcji Pracy w systemie ochrony sygnalistów
Juliusz Wrębiak zapytał: Jestem bardzo ciekawy tej ochrony, która pan profesor zaproponował. Jak ona miałby wyglądać pod względem formalnym?
– Zacznijmy od prostego pytania: czy mogę zwolnić człowieka, który złożył zawiadomienie? Oczywiście, że nie, bo to jest nieuzasadnione – odpowiedział prof. Arkadiusz Sobczyk. – Ale idźmy dalej: czy mogę zwolnić człowieka pracującego na umowie zlecenia? Dołożyłbym do Kodeksu pracy przepisy, które rozwiałyby wątpliwości. Wystarczy dodać trzy przepisy do Kodeksu i mamy sytuację, w której każde zawiadomienie, podkreślam, każde i zgłoszone komukolwiek będzie chroniło człowieka. Dlatego w moim przekonaniu państwo polskie ma kapitalną przestrzeń, żeby wprowadzić przepisy właśnie dzięki temu, że do ustawy nie wpisano prawa pracy.
– Zastanówmy się teraz, czy obecnie sygnalista jest chroniony. Nie! Chroniony jest ten sygnalista, który miał wiedzę, jak dokonać zgłoszenia. Bo co musi zrobić w sądzie sygnalista? On musi w sądzie wykazać, że jest sygnalistą. A w jaki sposób? Jeśli będzie sygnalistą zewnętrznym, to dostanie odpowiednie zaświadczenie. A jeśli będzie wewnętrznym? To nie ma nic. Żebyśmy nie mieli wątpliwości: ciężar dowodu przechodzi dopiero w momencie, kiedy ma się status sygnalisty. I trzeba będzie tego statusu dowieść przed sądem – kontynuował prof. Arkadiusz Sobczyk. – To są poważne argumenty za tym, że także organy zakładowe, w ramach dalszego kontaktu z sygnalistą, powinny wydawać sygnalistom zaświadczenia. Ponieważ nikt inny ich nie wystawi.
– Czy ja dobrze zrozumiałem, panie profesorze, pan uważa, że brak wydawania tego zaświadczenia o byciu sygnalistą przez organ wewnętrzny jest poważną wadą tej ustawy? – zapytał Paweł Śmigielski.
Prof. Arkadiusz Sobczyk odpowiedział: Oczywiście. Porozmawiajmy jak prawnicy. Ciężar dowodu jest odwrócony, kiedy ja wykażę, że jestem sygnalistą. Tylko jak ja to wykażę? Przy zgłoszeniach wewnętrznych pracodawca w ogóle nie powinien wiedzieć, że jestem sygnalistą. No, chyba że pojawią się działania następcze, i to jeszcze mnie dotyczące. Dlatego tak się upieram, że musimy wprowadzić procedury weryfikacji zgłoszeń, zakończone wydaniem sygnaliście zaświadczenia. Przyznam, że jestem zdziwiony, że to budziło kontrowersje, bo to działanie absolutnie propracownicze.
– Z całym szacunkiem, nie zgadzam się – stwierdził Marcin Stanecki. – Bycie sygnalistą jest, moim zdaniem, teoretycznie proste. Musimy działać w dobrej wierze, przekazać informacje o naruszeniu prawa, mieszczącą się w zakresie przedmiotowym, no i musi być kontekst związany z pracą – czyli musimy być pracownikiem, wolontariuszem, stażystą… W kontekście wypowiedzi pana profesora, kto takie postępowanie wyjaśniające przeprowadzi? W jaki sposób urzędnik, mający strzępek wiedzy od sygnalisty, może zweryfikować prawdziwość informacji na podstawie jednego pisma, które do niego trafi? Jak on może z pełną odpowiedzialnością wydać decyzję administracyjną? Jak on ma przeprowadzić to postępowanie wyjaśniające, dowodowe, skoro krąg dowodów ma ograniczony, a nie może wejść do zakładu, żeby to zweryfikować. Bo nie mówimy tu o Państwowej Inspekcji Pracy, ale o urzędach, na przykład o Urzędzie Zamówień Publicznych, który dostanie informację od tego sygnalisty, że – mówiąc językiem potocznym – są „wałki” w zakładzie. Postępowanie wyjaśniające jest ideą może słuszną, ale sprawdziłoby się w jakimś idealnym państwie, w idealnych warunkach. Natomiast obecnie nie widzę tego w praktyce.
Arkadiusz Sobczyk odpowiedział: Jak mówiłem, pracownik będzie musiał udowodnić w sądzie, że jest sygnalistą. Nie tylko powiedzieć, ale udowodnić. W gruncie rzeczy bez tych zaświadczeń ustawa jest bezzębna. Ponieważ to pracownik będzie udowadniał, że jest sygnalistą, w sytuacji, kiedy państwo powinno mu pomóc w tym dowodzie i powiedzieć: „tak, jesteś sygnalistą”. Zwłaszcza że sygnalistą jest się z mocy prawa.
– Zastanawiam się, czy informacja zwrotna nie mogłaby stanowić takiego quasi-zaświadczenia – powiedział Juliusz Wrębiak.
– Niestety nie może – uznał Arkadiusz Sobczyk. – Obecnie, moim zdaniem, informacja zwrotna jest bezwartościowa, dlatego że przyjmujemy zgłoszenie z automatu. Ja tylko wskazuję, że przy dzisiejszej wykładni mamy jedynie pewne domniemania wynikające z dokumentów, ale konieczne jest zaświadczenie, które jest dokumentem urzędowym!